Problem zachowywania rad ewangelicznych, które stanowią jeden z filarów duchowości dominikańskiej, będzie prawdopodobnie najtrudniej przełożyć na rzeczywistość ludzi świeckich. Zacznę więc od wyjaśnienia, czym są rady ewangeliczne.
W Ewangelii możemy rozróżnić dwa sposoby nauczania Jezusa. Czasem mówi On jednoznacznie i przekazuje swym uczniom bardzo wyraźne zasady postępowania. Na przykład wspomina, że Mojżesz dopuszczał możliwość oddalenia żony, i dodaje: "A Ja wam powiadam: każdy, kto oddala swoją żonę, naraża ją na cudzołóstwo". Wcześniej równie jasno mówił: "A Ja wam powiadam: każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi", czy też: "A Ja wam powiadam: każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swym sercu dopuścił z nią cudzołóstwa". Ale są też sytuacje, gdy Jezus nie nakazuje, lecz zaprasza tych, którzy Go słuchają, do podjęcia jakiegoś większego dobra. Kiedy przychodzi młodzieniec i pyta, co ma zrobić, aby osiągnąć zbawienie, najpierw słyszy: "zachowuj przykazania". Gdy mówi: "zachowuję je od mojej młodości", Jezus mu odpowiada: "jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj wszystko, co masz, rozdaj ubogim i chodź za mną". Pojawia się tu warunek: "jeśli chcesz". Jest to zaproszenie do podjęcia czegoś większego.
Opierając się na tych dwóch sposobach nauczania Jezusa, możemy wyróżnić przykazania, które Jezus zostawia w Ewangelii, oraz rady ewangeliczne. Przykazania, jak powiedział św. Tomasz z Akwinu, służą odrzuceniu tego, co sprzeciwia się miłości. One radykalnie chronią nas przed tym wszystkim, co może w nas zniszczyć miłość do Boga i bliźniego. Natomiast rady ewangeliczne zachęcają do odrzucenia tego, co samo w sobie nie jest sprzeczne z miłością, jednak może nas zatrzymywać w drodze do prawdziwej miłości. Rady ewangeliczne mają służyć miłości. Dane są człowiekowi po to, aby jego więź z Bogiem była coraz ściślejsza.
Rady ewangeliczne nigdy nie mogą stać się celem samym w sobie. Są one traktowane jako narzędzia ułatwiające i przyspieszające wzrost w miłości Boga i bliźniego. Gdyby zachowywanie jakiejś rady stało w sprzeczności z autentyczną miłością, postępowanie wynikające z tej rady należałoby porzucić, bo nie sprawdza się ona jako narzędzie. Istotą życia według rad ewangelicznych jest upodobnienie się w pełni do Jezusa i przyjęcie Jego sposobu życia. Zdajemy sobie sprawę, że nie chodzi tylko o zewnętrzne naśladowanie Go, jakieś skrupulatne powtarzanie każdego słowa i gestu - nie do tego zaprasza nas Jezus. Chodzi o to, aby od wewnątrz, w głębi swego serca, całym swoim umysłem i wolą stawać się coraz bardzie podobnym do Niego. Ta przemiana, czyli przebóstwienie, czy też - jak mówi Paweł Apostoł - przyobleczenie się w Chrystusa, jest możliwe tylko dzięki Duchowi Świętemu. To Duch Jezusa uczy nas żyć tak, jak żył Jezus. To On i tylko On jest w stanie uczynić człowieka tak posłusznym jak Jezus, tak ubogim jak Jezus, tak czystym jak Jezus. Oczywiście dobrowolna zgoda człowieka i świadoma współpraca z jego strony są konieczne, ale Tym, który upodabnia do Jezusa, jest jedynie Duch Święty.
W Ewangelii możemy odnaleźć wiele różnych zaleceń, rad, zachęt, które Jezus stawia przed swoimi uczniami. w tradycji Kościoła w sposób szczególny zostały wyróżnione trzy spośród nich. Dotyczą one życia w posłuszeństwie, ubóstwie i czystości, a przez to obejmują właściwie wszystkie sfery życia człowieka. Rady te były zachowywane już od początku istnienia Kościoła, bo czytamy np., że Apostołowie zostawili wszystko i poszli za Jezusem. Na wzór Apostołów także inni uczniowie - kolejne ich pokolenia - podejmowali ten sposób życia. Pragnienie radykalnego życia Ewangelią zaczęło się z czasem wyrażać w przyrzeczeniu wypełniania wspomnianych rad ewangelicznych, co w konsekwencji prowadziło do powstania różnych zakonów i zgromadzeń. Należy jednak pamiętać, że rady ewangeliczne nie są przeznaczone tylko i wyłącznie dla zakonników i zakonnic. Jako słowo Ewangelii odnoszą się do wszystkich ochrzczonych. Przecież każdy chrześcijanin powinien opierać swoje życie na Ewangelii. Dlatego postępowanie zgodnie z tymi radami winno interesować każdego ochrzczonego. Jednak sposób ich realizacji zależy od własnego powołania, od warunków zewnętrznych, miejsca i czasu. Jak wspominał św. Franciszek Salezy, nie wszystkie rady trzeba wypełniać w jednakowej mierze - należy podejmować jedynie te, które służą miłości na drodze powołania danego człowieka. Ważne jest, aby rozwijała się miłość. Dla jednego człowieka lepszym narzędziem pomagającym w rozwoju miłości będzie zachowywanie doskonałej czystości, a dla innego - ubóstwo czy też ofiarna posługa wobec chorych.
Ślubowanie rad ewangelicznych wynika z odkrycia swego powołania do takiej właśnie formy życia przyjętej jako dar od Boga i jest wyrazem zgody ze strony człowieka. Bóg nigdy nie przymusza człowieka do przyjęcia Jego darów, zawsze mówi: "jeśli chcesz, to chodź za Mną", "jeśli chcesz, weź dar, który ci daję". Jeżeli człowiek zgadza się na to i podejmuje wezwanie Jezusa, On obdarza człowieka wszystkimi charyzmatami potrzebnymi do owocnego wypełnienia swego powołania i do osiągnięcia pełni doskonałości w danym stanie - kapłańskim, zakonnym, czy też świeckim.
Jak widać, dominikanie nie wymyślili rad ewangelicznych ani ślubów zakonnych i nie oni pierwsi zaczęli żyć w ten sposób. Inne zakony też żyją ślubami ubóstwa, posłuszeństwa i czystości. Sposoby realizacji ślubów mogą się jednak nieco różnić w szczegółach; akcent może padać na rozmaite elementy rad ewangelicznych.
Charakterystyczne np. dla dominikanów jest to, że przy składaniu profesji zakonnej ślubują tylko posłuszeństwo. Jest to "posłuszeństwo Bogu, Najświętszej Maryi Pannie, św. Dominikowi oraz Generałowi Zakonu, według Reguły św. Augustyna i Ustaw Braci Kaznodziejów". Rady ewangeliczne ubóstwa i czystości są zawarte w Konstytucjach, które regulują całość życia dominikańskiego.
Wiele pytań, które stawiają nam ludzie w luźnych rozmowach, dotyczy tego, czy posłuszeństwo wobec przełożonych obowiązuje zawsze, czy też istnieją jakieś wyjątki. Oczywiście, że polecenia wydawane przez przełożonych obowiązują tylko wtedy, gdy są zgodne z Ewangelią, z nauczaniem Kościoła, z Konstytucjami. Jeżeli np. jakiś "dobry" przeor powiedziałby: "Kochani bracia, dzisiaj jest święto i w związku z tym dyspensuję was od ślubu czystości" - oczywiście nie miałby do tego prawa. Posłuszeństwo obowiązuje nas więc tylko w granicach wyznaczonych przez Regułę św. Augustyna i Konstytucje, a jeżeli przełożony nakazywałby coś, co jest niezgodne z nauczaniem Kościoła, to nie możemy mu być posłuszni. Jednocześnie posłuszeństwo wymaga pozostawienia braciom odpowiedniej miary samodzielności i odpowiedzialności w wykonywaniu poleconych im zadań.
W naszym Zakonie ubóstwo polega na tym, że dobrowolnie zrzekliśmy się prawa do posiadania czegokolwiek i w używaniu wszystkich rzeczy jesteśmy uzależnieni od decyzji przełożonych. Bracia mogą jednak - według ustaleń kapituły prowincjalnej - zachowywać prawo do używania pewnej liczby książek i przedmiotów szczególnie potrzebnych ze względu na studia lub inne powierzone im zadania. w początkach Zakonu Dominik i jego bracia podjęli decyzję, żeby nie posiadać niczego na własność także w wymiarze wspólnotowym - żadnych nieruchomości i stałych dochodów - i aby żyć z tego, co da się użebrać z dnia na dzień. Praktyka kilkunastu lat życia w ten sposób pokazała, że nie jest to dla dominikanów zbyt dobre rozwiązanie, i bracia zrezygnowali z codziennego żebrania. Zgodzili się na to, że mogą posiadać na własność klasztory i kościoły, oraz że dopuszczalna jest jakaś forma stałego dochodu, po to, aby bracia mogli z większym zaangażowaniem podejmować dzieło głoszenia Słowa. To pokazuje, że dominikański sposób przeżywania ślubu ubóstwa w dużym stopniu zależy od okoliczności czasu i miejsca, od warunków, w jakich bracia żyją. Zawsze jednak obowiązuje zasada, że powinno się unikać wszystkiego, co jest niepotrzebne, co ma pozór zbytku albo mogłoby być zgorszeniem dla innych.
Ślub czystości obejmuje zachowanie bezżenności i całkowitej wstrzemięźliwości w dziedzinie seksualnej. Nie jest odrzuceniem małżeństwa czy lękową ucieczką przed nim, nie jest też znakiem pogardy wobec małżeństwa, lecz rozpoznaniem innej, własnej drogi, która prowadzi do pełni szczęścia. Realizacja tego ślubu nie polega na unikaniu ludzi czy chowaniu się przed niebezpieczeństwami kontaktów z nimi. Ślub ten realizuje się poprzez budowanie przyjaznych i życzliwych relacji z innymi ludźmi, przy jednoczesnym roztropnym rezygnowaniu z tego, co mogłoby narazić czystość na niebezpieczeństwo. Ważną rzeczą w przeżywaniu ślubu czystości jest wchodzenie w więzi braterskie i przyjaźnie w Zakonie. Stanowią one dużą pomoc i oparcie. Nasze Konstytucje jasno pokazują, że przeżywanie tego ślubu jest bardzo mocno związane z ogólnoludzką dojrzałością i w związku z tym zakładają nieustanny rozwój ludzkiej zdolności do życia tym ślubem.
Przejdźmy teraz do tematów bardziej interesujących ludzi świeckich. Co z całego bogactwa rad ewangelicznych można zaadaptować do życia w świecie? Nie wiem, czy wybiorę rzeczy najważniejsze, ale chciałbym poruszyć choć kilka zagadnień, które według mnie wiążą się z podejmowaniem rad ewangelicznych przez ludzi żyjących w świecie.
Nie znajdziemy lepszego wzoru chrześcijańskiego posłuszeństwa niż posłuszeństwo Jezusa Chrystusa. On był posłuszny Ojcu aż do śmierci krzyżowej. Jeżeli szukamy wzoru do naśladowania, to wpatrujmy się w Jezusa. Jego posłuszeństwo jest budowane na zaufaniu do Ojca, na więzi miłości z Ojcem. Jezus jako Syn Boży jest doskonale zjednoczony z Ojcem. Także w ziemskim życiu całym swym człowieczeństwem Jezus jest wsłuchany w głos Ojca i pragnie pełnić Jego wolę. Przykład Jezusa pokazuje nam, że bez zaufania Bogu Ojcu i Jego miłości do każdego z nas wszelkie Boże słowa, od przykazań aż po rady ewangeliczne, mogą być odbierane jako ograniczenie naszej wolności. Jeżeli ktoś nie wierzy, że jest kochany przez Boga, to każdy Jego nakaz może budzić podejrzliwość i lęk. Jeżeli natomiast ktoś wierzy, że jest głęboko zanurzony w miłości Ojca, to wtedy każde słowo Boga, każdy Jego gest, każde wydarzenie jest słowem życia prowadzącym do pełni szczęścia, a nie zagrożeniem. Tylko wtedy, gdy człowiek zaufa, zawierzy Ojcu, może być prawdziwie posłuszny.
Jednym z podstawowych wymiarów posłuszeństwa Bogu jest przyjęcie samego siebie, całej historii swojego życia, zaakceptowanie tego, kim się jest, zaakceptowanie czasu i miejsca, w których żyję, a także ludzi, z którymi spotykam się na co dzień. Jeżeli ktoś odkrywa w sobie jakiś wewnętrzny bunt, niezgodę na swą codzienność, ciągłe pretensje do Boga i świata, narzekanie, jest to nie tylko znak nieposłuszeństwa Bogu, ale także tego, że nie ufa on Bożej miłości. Nie zaufał temu, że Bóg go kocha, że Bóg go prowadzi, że Bóg jest blisko niego. i taki człowiek może być bardzo pobożny, dużo się modlić, może często chodzić do kościoła i wyglądać na wzorowego chrześcijanina, ale jeżeli w jego sercu pojawia się bunt, niezgoda na to, kim jest i co go spotyka, to znaczy, że ten człowiek tak naprawdę nie przyjmuje woli Boga.
Innym wymiarem posłuszeństwa jest trwanie we wspólnocie Kościoła, przyjmowanie całego Jego nauczania, wszystkich Jego hierarchów, Jego dyscypliny i sposobu modlitwy - tego wszystkiego, co stanowi życie Kościoła. Zdaję sobie sprawę, że nie zawsze jest łatwo to wszystko przyjąć. Mogą być księża czy też biskupi, którzy nas bardzo denerwują i są trudni do zaakceptowania. Mogą być jakieś formy modlitwy lub nabożeństw, które nam przeszkadzają czy też po prostu nas nudzą. System zasad moralnych, które głosi Kościół, może być dla kogoś niezrozumiały, niektóre prawdy wiary mogą dziwić... Człowiek mówi wtedy, że nic z tego nie rozumie i trudno mu się na to zgodzić. w wielu dziedzinach bycie w Kościele może wcale nie być łatwe i przyjemne. Posłuszeństwo Bogu w tej sytuacji opiera się na wierze, że Jezus rzeczywiście założył Kościół, że Jezus zostawił w Kościele sakramenty, czyli najskuteczniejsze środki do jednoczenia się z Nim i do upodabniania się do Niego; że Jezus cały czas zsyła Ducha Świętego, który prowadzi Kościół, żeby nie zbłądził, żeby nie stracił pełni prawdy. Skoro wierzę w Boga, to jestem Mu też posłuszny. Widzimy tutaj zależność między posłuszeństwem a wiarą. Jeżeli ktoś nie wierzy w Boga, to posłuszeństwo Bogu i Kościołowi będzie dla niego czymś niezrozumiałym. Natomiast jeżeli ktoś jest człowiekiem wiary, wówczas jest w stanie w pełni rozpoznać obecność Boga i przyjąć to, co odnajduje w Kościele. Kościół nie będzie dla niego tylko jakimś ludzkim wymysłem, mieszanką ambicji, podejrzanych motywów i słabości przenikających się w różnych sytuacjach. Pomimo tego wszystkiego i w tym wszystkim człowiek będzie w stanie rozpoznać działanie Ducha Świętego.
W Polsce jesteśmy obecnie w trudnej sytuacji, gdyż społeczeństwo coraz bardziej rozwarstwia się na biednych i bogatych. Jest coraz więcej bogactwa i coraz więcej biedy. Jak w takich warunkach można głosić radość życia płynącą z ewangelicznej rady ubóstwa? Czy co innego należy głosić ludziom bogatym, a co innego biednym? Słowa, które odnajdujemy w Ewangelii, są zaproszeniem do tego, aby umiłować ubóstwo. "Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy Królestwo Niebieskie." Umiłowanie ubóstwa polega na takim podejściu do dóbr materialnych, że człowiek niewiele ich potrzebuje. Nie oznacza to wcale, że się niewiele posiada, ale że człowiek nie jest przywiązany do tego, co ma. Nie jest zniewolony myślą, że koniecznie musi coś mieć, coś zdobyć, że musi mieć więcej. Mało potrzebować - to istota tej rady ewangelicznej. Człowiekowi bogatemu, który mało potrzebuje i nie jest przywiązany do swoich dóbr, łatwiej jest podzielić się majątkiem z innymi. Człowiek ubogi, który mało potrzebuje, nie zazdrości temu, kto ma więcej. Jeżeli ktoś mało potrzebuje, jego życie uspokaja się i upraszcza. Człowiek żyje w wolności, bo nie musi gonić za tym "ciągle więcej".
Paweł Apostoł doskonale ujmuje istotę ubóstwa w słowach: "umiem obfitować i umiem cierpieć biedę". Ubóstwo to wolność od dóbr doczesnych i otwartość na tych, którzy potrzebują pomocy.
Oczywiście ubóstwo nie ma nic wspólnego z nędzą. Nędza jest czymś złym, dlatego nędzę trzeba zwalczać, pomagając tym, którzy jej doświadczają. Ubóstwo nie ma też nic wspólnego z "dziadostwem", czyli z niedbałością i beztroską w podejściu do dóbr materialnych.
Ubóstwo nierozerwalnie wiąże się z wiarą. Jeśli ufam Bożej dobroci, to spokojnie mogę patrzeć w przyszłość. Wiem, że Bóg da mi to, co jest rzeczywiście konieczne. Jeżeli ktoś trwa w lęku o przyszłość, walczy o każdy grosz, ciągle porównuje się z innymi, to można powiedzieć, że jeszcze nie wydoskonalił się w ufności.
Temat ewangelicznego ubóstwa ściśle wiąże się z uczciwością w pracy, w sprawach finansowych i podatkach oraz ze sposobami świętowania Dnia Pańskiego. Jeżeli ktoś postępuje uczciwie, czyli np. nie daje łapówek, płaci podatki, kasuje bilety i nie idzie na żadne "kanty", może mieć nadzieję, że Bóg będzie mu błogosławił i zatroszczy się o niego. Jeżeli ktoś w swoim postępowaniu przekracza Boże zasady, działa niesprawiedliwie, nieuczciwie, to nie powinien zbytnio oczekiwać Bożego przyzwolenia na łamanie przykazań. Jeżeli ktoś ufa Bogu, to wie, że wystarczy mu zarobek z pracy w 5-6 dni w tygodniu, a niedzielę oddaje Panu Bogu. Podobnie jest z nauką, porządkami, zakupami itp.
Żyjemy w czasach, gdy niemal wszystko, co dotyczy seksu, zostało postawione na głowie. Kiedyś powszechnie uważano, iż wypełnianie ewangelicznej rady czystości jest jednym z najlepszych sposobów na wzrastanie w miłości do Boga i do drugiego człowieka. Teraz często się zdarza, że nieczystość, czyli grzech, który radykalnie odrywa człowieka od Boga i bliźniego, nazywany jest miłością: "kochaliśmy się", "uprawialiśmy miłość". Kiedyś powstrzymywanie się od aktywności seksualnej sprzyjało dochodzeniu do pełnej ludzkiej dojrzałości i poznania siebie, teraz potrzeby seksualne zostały w powszechnej opinii niemal zrównane z potrzebą jedzenia, picia czy snu. Co więcej, uważa się czasem, że ten, kto nie prowadzi bujnego życia erotycznego, nie może w pełni zrealizować swojego człowieczeństwa i rozwinąć się także w innych dziedzinach życia. w konsekwencji zachowywanie wstrzemięźliwości seksualnej ma nawet prowadzić nawet do schorzeń psychicznych i fizycznych. Wszystko stanęło na głowie. Starożytne tradycje wielu kultur i religii zostały odrzucone. w obecnych czasach życie w czystości, czyli w pełnej wewnętrznej harmonii swego ciała i ducha, wymaga zatem nie tylko trudu, ale i odwagi, by sprzeciwić się obiegowym opiniom.
Ewangeliczna rada czystości nie odnosi się tylko do ludzi bezżennych, lecz jest także zaproszeniem dla małżonków. Oczywiście w zależności od stanu życia rada ta może być realizowana w różny sposób. Dla małżonków wiąże się ona przede wszystkim z wzajemną wiernością i z poszanowaniem godności drugiej osoby w małżeńskim pożyciu. Osoba bezżenna, nawet jeśli ostatecznym jej powołaniem będzie małżeństwo, żyjąc w czystości upodabnia się do Jezusa i wzrasta w wewnętrznej dojrzałości, w panowaniu nad ciałem i duchem. Czystość bowiem sama w sobie jest ogromną wartością, nawet gdy nie jest publicznie ślubowana. Znamy błogosławieństwo, które zostawił Jezus: "Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą". Widać tu ścisłe połączenie czystości ze szczególną więzią z Bogiem, z oglądaniem Boga, z przebywaniem w Jego obecności.
Często można odnieść wrażenie, że w dziedzinie czystości wielu ludzi zatrzymuje się na poziomie minimalnego dobra. Jest to podobne do krążenia tuż nad powierzchnią morza i pilnowania, aby nie zamoczyć sobie za bardzo skrzydełek. A przecież prawdziwy lot możliwy jest jedynie na dużej wysokości! Ewangeliczna rada czystości jest więc zaproszeniem do radykalizmu i do sięgania po rzeczy naprawdę wielkie. Nie chodzi tylko o to, by koncentrować się na walce z grzechem i unikaniu zła, ale aby zacząć świadomie i jednoznacznie dążyć do Boga samego, pragnąć zjednoczenia z Nim. Czystość staje się wtedy narzędziem danym człowiekowi po to, aby mógł on w pełni powierzyć się Bogu.
"Dla czystego wszystko jest czyste" - mówi Jezus. Oczywiście znajdą się tacy, którzy będą tłumaczyć to przewrotnie, będą uważać się za tak doskonałych, że nic im już nie zaszkodzi. z pewnością nie taki jest sens tej wypowiedzi Jezusa. Bardziej chodzi tu o wskazanie, że czystość związana jest z ogólną dojrzałością człowieka, z jego umiejętnością brania pełnej odpowiedzialności za swoje postępowanie, ze zdolnością do panowania nad sobą. Czystość jest znakiem i skutkiem panującej w człowieku wewnętrznej harmonii. Jednym z warunków tej harmonii jest pojednanie człowieka z sobą samym, czyli akceptacja samego siebie. Człowiek dojrzały duchowo jest w stanie w pełni ucieszyć się sobą, zachwycić się nie tylko pięknem swojego ducha, ale także swojego ciała. w jednym z polskich portali internetowych podano wyniki badań przeprowadzonych w Anglii na temat podejścia kobiet do własnego ciała. z badań wynika, że ponad 70% Angielek nie akceptuje swoich bioder i ud. To jest tragiczna sytuacja! Nie chodzi oczywiście o jakieś wartościowanie i ocenę, czy rzeczywiście są one aż takie brzydkie, czy też nie. Ktoś, kto jest niezadowolony z tego, jak wygląda, kto nie znosi siebie i trwa w nienawiści do samego siebie czy też do własnego ciała, nie może mieć w sobie wewnętrznej harmonii. Co więcej, ten brak akceptacji bardzo często objawia się przez nieczystość, która staje się sposobem ukarania siebie, zniszczenia tego, czego się nie lubi. Dlatego życie zgodne z ewangeliczną radą czystości bazuje na tym, że człowiek rzeczywiście raduje się sobą samym, przyjmuje siebie takim, jakim jest. Pierwszym i najważniejszym motywem tej radości jest fakt, że Bóg przyjmuje i kocha każdego z nas. Odkrycie tej prawdy daje szansę na to, że w człowieku zapanuje ład i harmonia. Zazwyczaj nie dzieje się to od razu i potrzeba nieraz sporo czasu na odkrycie swej godności i pokochanie siebie. Nasze Konstytucje kilkukrotnie wspominają, że czystość jest związana z takimi dziedzinami życia, które podlegają właściwie nieustannemu rozwojowi. Takie podejście uwzględnia również ludzką niedojrzałość, pochopność decyzji, czasem przerażającą słabość, które mogą się pojawiać w wymiarze seksualnym. Jednocześnie Konstytucje podkreślają konieczność stałej troski o rozwój dojrzałości i wewnętrznej harmonii człowieka.
Na koniec warto jeszcze zauważyć coś, co może być dla wielu osób źródłem nadziei. Otóż różne trudności i niepokoje w dziedzinie seksualnej często bywają dopuszczane po to, aby człowiek pamiętał, że skarb, który w sobie nosi, czyli dar Ducha Świętego, rzeczywiście jest przechowywany "w naczyniach glinianych", a więc kruchych i delikatnych; że to, z czego może się chlubić, nie jest jego własnością, ale należy do Chrystusa; że nadzieja człowieka na dobro i na własny rozwój może być zakorzeniona jedynie w nieskończonym Bożym miłosierdziu. Doświadczanie słabości bywa okazją do zauważenia, że człowiek bez mocy Bożej naprawdę nic nie potrafi. Dzięki temu można uniknąć pychy, grożącej tym, którzy są przeświadczeni o własnej mocy i doskonałości.
O. Jakub Gonciarz OP
Nasz e-mail: adonai@op.opoka.org.pl