Kiedy Maryja przyszła do Elżbiety, Elżbieta od razu ją przywitała. I to w niecodzienny sposób. Nikt jej przecież wcześniej nie mówił, że Maryja właśnie została Matką Mesjasza. Ale Elżbieta już to wiedziała. Powiedział jej Duch Święty. A żeby usłyszeć Ducha Świętego, to trzeba mieć serce choć odrobinę przygotowane, choć z odrobiną ufności.
Elżbieta wyszła przed dom, i rozegrała się ta znana nam, piękna scena pozdrowienia Maryi przez Elżbietę, i przewspaniałej odpowiedzi Maryi, która wyśpiewała Bogu całą radość i cześć, którą miała w sercu.
A więc była tam Maryja, która uwierzyła, była Elżbieta, która była gotowa słuchać Ducha Świętego. No dobrze, ale gdzie w tym czasie był Zachariasz?
Otóż to. Zachariasz niestety nie był skory ani do wierzenia, ani do słuchania. Gdy pojawił mu się anioł, i to nie w domu, jak Maryi, ale w świątyni, Zachariasz był na tyle pełen wątpliwości, że właściwie zmusił go do swoistego "wylegitymowania się". No dobrze - mówił Zachariasz - jesteś aniołem, ale skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę? Przecież ja jestem stary, moja żona jest stara! Zachariasz, mimo, że był przecież kapłanem, zupełnie zapomniał historię Abrahama i Sary. W końcu Archanioł Gabriel musiał szczegółowo powiedzieć, kim jest, w słowach: "Ja jestem Gabriel, który stoję przed Bogiem (Łk 1,19b)". Wtedy Zachariasz... Nie, nie uwierzył, tylko zaniemówił.
No i Zachariasz nie wyszedł na spotkanie Maryi. Nie uczestniczył w tym pięknym wydarzeniu. Siedział w domu.
Ale i on miał swoje "rekolekcje życia". Przez dziewięć miesięcy milczenia (i chyba też niesłyszenia, czyli ciszy - Łk 1,62) wszystko sobie przemyślał. I na koniec on też wyśpiewał swoją pieśń chwały Bożej. I do niego Bóg odnalazł drogę. I on też w końcu został świętym.
Panie Boże! Ja też nie jestem skory do wierzenia, ja też wymagam od Ciebie okazywania Twojej legitymacji, ja też spóźniam się z moją wiarą o całe dziewięć miesięcy. Ale miej cierpliwość nade mną. Możesz nawet odebrać mi mowę, możesz mnie zemleć, jak na żarnach, jeśli to jest potrzebne, abym Ci wreszcie zaufał. W końcu i ja uwierzę!
Leszek