"Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie".
"Czemuście Mnie szukali? Czyż nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?" (Łk 2,48-49). Św. Łukasz dodaje, że Maryja nie zrozumiała odpowiedzi Jezusa.
Czy to możliwe, żeby Maryja nie zrozumiała tego, co się stało? Pełna łaski, bezgranicznie oddana Bogu, była przecież świadoma wielkości misji swego Syna. Nie znała jednak drogi, którą będzie musiała przebyć. Wydarzenia wprawiały Ją w zdumienie, zaskakiwały. Cierpienie spadało na Nią nagle, tak jak na nas. Wobec tych wszystkich niezrozumiałych wydarzeń nie przyjmowała postawy stoika. Nie mówiła: "No cóż, widocznie miało tak być, trzeba się na to zgodzić". Była podobna do nas: pytała, dziwiła się, doświadczała bólu, cierpiała. Jednak Jej cierpienie było czyste, bo wolne od buntu. To cierpienie przeżywane w ciemnościach wiary.
A potem, u stóp krzyża, gdy Jej umiłowany Syn, który - według słów anioła w chwili Zwiastowania - miał być "wielki i nazwany Synem Najwyższego", został umęczony przez ludzi i skazany na haniebną śmierć... Ktoś powiedział, że była to chwila, gdy Maryja musiała złożyć swój rozum w całopalnej ofierze. Zaś Jej Niepokalane Serce, przebite mieczem boleści, trwało w zawierzeniu.
Maryjo Dziewico, Matko wielkiego zawierzenia, dziękuję Ci, że przyszłaś z pomocą mojej słabości. Odkąd oddałam się Tobie, moja wiara stała się mocniejsza. Wiem, że Ty sama jesteś jej strażniczką. Pragnę podążać z Tobą za Jezusem drogą różańcowych tajemnic. Niech Twoje Serce będzie dla mnie zawsze miejscem schronienia!
Beata