Święty Jan Chrzciciel wzbraniał się przed ochrzczeniem Jezusa. Wiedział, że Jezus jest Mesjaszem, którego sam zapowiedział słowami: Pośród was stoi ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała (J 1,26b-27). Mówił też o Mesjaszu jako o Tym, który ma wiejadło w ręku i oczyści swój omłot: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym, który chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem (Mt 3,11-12). Czymże wobec tego jest chrzest wodą? Jest niczym, i stanie się nieistotny w chwili ujawnienia się Mesjasza. Tak mógł myśleć Jan.

Ale Jezus zaskoczył Jana. Poprosił o chrzest, mówiąc pozwól (Mt 3,15). I Jan pozwolił.

Jan chciał być ochrzczony przez Jezusa (Mt 3,14) - Duchem Świętym i ogniem, ale tak się nie stało. Przynajmniej nie w tym momencie. Natomiast Jezus został ochrzczony wodą.

I po tym chrzcie - nieoczekiwanie dla Jana, ale oczywiście nie dla Jezusa - otwarły się niebiosa, Duch Święty pod postacią gołębicy zstąpił na Jezusa i dał się słyszeć z nieba głos Boga Ojca mówiący: Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie (por. Mt 3,16-17). Ta wizja Jana stała się dla niego zasadniczym źródłem przekonania, że Jezus naprawdę jest Mesjaszem (J 1,32-34). Nie wiemy, czy poza Jezusem i Janem ktoś tę wizję jeszcze widział, ale wiemy, że pozwoliła ona Janowi Chrzcicielowi świadczyć o mesjańskiej godności Jezusa z nową mocą.

Mimo to jednak, później Jan jeszcze pytał Jezusa, czy rzeczywiście jest Mesjaszem, przez swych wysłanników (Łk 7,18-23; Mt 11,2-6). W komentarzu Biblii Tysiąclecia do tego opisu czytamy, że albo sam Jan miał wątpliwości, nie widząc, by Jezus przystępował do sądu nad grzesznikami realizując od razu, i to w gwałtowny sposób, twarde Janowe proroctwa, albo Janowi zależało na przekonaniu swoich uczniów, którzy mieli podobne wątpliwości. W obydwu przypadkach chodziłoby o wątpliwości związane z łagodnością Mesjasza. A Jezus, odpowiadając, powołał się właśnie na łagodność swojego posłannictwa: na uzdrowienia i podnoszenie ubogich w duchu (Łk 7,22; Mt 11,4-5). Sąd zostawił na później.

Na podstawie tych wydarzeń przychodzą mi do głowy takie oto trzy myśli.

Po pierwsze. Pan Jezus zaakceptował chrzest wodą Jana Chrzciciela, mimo, że nie był on doskonały. Co więcej, potem chrzcili również uczniowie Jezusa (J 3,22 i 4,2). I ten niedoskonały chrzest Janowy stał się okazją do wypełnienia się wielkich dzieł Bożych: nawrócenia wielu ludzi i umocnienia Jana Chrzciciela w jego posłannictwie. Jezus nawet nazwał Jana wielkim (Mt 11,11a; Łk 28,28a). Skoro tak, to i my, spełniając w niedoskonały sposób nasze małe, niedoskonałe powołania możemy się przyczynić do wypełnienia się wielkich Bożych dzieł.

Po drugie. Nawet prorok, i to największy, nie wie wszystkiego, a nawet miewa wątpliwości. Przyszłość zawsze będzie zasłonięta, tak ma być. A naszą sprawą jest zachować ufność. I jeśli pytać - jak Jan - to tylko Pana Jezusa.

Po trzecie. Wydaje mi się, że przyłapałem Pana Jezusa na geście ujawniającym Jego poczucie humoru. Pełne miłości i bardzo subtelne - jak wszystko u Pana Jezusa. Otóż dwoma spośród tych uczniów, którzy, jak Jan Chrzciciel, spodziewali się sądu pełnego gromów, a także gładzenia grzechów połączonego z gładzeniem samych grzeszników, byli synowie Zebedeusza - Jakub i Jan Ewangelista. Oni to pewnego dnia prosili, aby im Jezus pozwolił sprowadzić ogień z nieba na miasteczko, które nie chciało przyjąć Pana (Łk 9,51-56). O Jakubie nic nie umiem powiedzieć, ale jeśli chodzi o Jana, to właśnie on stał się najłagodniejszy - stał się największym głosicielem miłości Boga do ludzi. Któż się nie zachwycał jego listami (np. 1 J 3,1-3.10-24)? A to właśnie jego, i jego starszego brata Jakuba, Pan Jezus nazwał Synami gromu (Mk 3,17). Mówił to zapewne z absolutną powagą, lecz w swej boskiej wszechwiedzy widział już pierwszy list św. Jana i wszystkie inne jego teksty i kazania. Zupełnie tak, jak ojciec, który nazywa swojego małego synka "dzielnym tygrysem". Przy czym ojciec gładzi synka po głowie i uśmiecha się, trochę tajemniczo, ale synek tego nie zauważa, bo właśnie pęka z dumy. ...A może z czasem zechce nawet zostać pierwszym, lub choćby drugim ministrem w Królestwie Niebieskim (Mt 20,20-21; Mk 10,35-37)? Ale Pan ma inne plany i na szczęście wie, jak je zrealizować.

Leszek

Powrót