Oto stoi przed nami Bóg - człowiek. Stoi nagi. Opuszczonemu przez najwierniejszych ludzi zabrano nawet ubranie. Jego ciało nie lśni pięknem. To ciało podobne temu, jakie ma każdy z nas - wrażliwe na ból, rany. A On doświadczył najgorszych cierpień: bestialsko poraniony, biczowany, bity.
Teraz oddaje jedyne, co Mu jeszcze zostało - godność. To delikatne poczucie wstydu, którego każdy, nawet najbardziej zepsuty człowiek broni zaciekle. Odebranie szat to upokorzenie, pozbawienie ostatniego schronienia.
Nagi, zeszpecony Chrystus zostaje wystawiony na widok szyderców i gapiów. Stoi sam, bezbronny i ośmieszony pomiędzy obojętnymi sędziami a wrogim tłumem. Ból, wstyd i strach.
Panie, tak łatwo nam widzieć siebie samych na Twoim miejscu.
Nosimy w sobie wspomnienia o urazach, upokorzeniach i braku wyrozumiałości. Pamiętamy ludzi, którzy nam dopiekli, odepchnęli. Tak trudno nam jednak zobaczyć siebie w roli oprawców - tych którzy ośmieszali, robili przykrości, byli obojętni wobec bezradnych. Tak trudno nam się wyrzec złośliwostek, udowadniania własnej wyższości. Trudno dostrzec w innych osamotnionego i bezbronnego Chrystusa.
Za brak wrażliwości na uczucia innych, chęć tryumfu, który nie liczy się z cudzym cierpieniem, przebacz nam Panie. Naucz nas delikatności, abyśmy dostrzegali i szanowali człowieka, także w tym, który nie chce żyć z nami w zgodzie.