Z Ewangelii według św. Mateusza (27, 27-31)
Wtedy żołnierze namiestnika zabrali Jezusa ze sobą do pretorium i zgromadzili koło Niego całą kohortę. Rozebrali Go z szat i narzucili na Niego płaszcz szkarłatny. Uplótłszy wieniec z ciernia włożyli Mu na głowę, a do prawej ręki dali Mu trzcinę. Potem przyklękali przed Nim i szydzili z Niego, mówiąc: "Witaj, Królu żydowski!" Przy tym pluli na Niego, brali trzcinę i bili Go po głowie. A gdy Go wyszydzili, zdjęli z Niego płaszcz, włożyli na Niego własne Jego szaty i odprowadzili Go na ukrzyżowanie.

Jezus bierze krzyż na swe ramiona. Bierze ciężar moich grzechów, grzechów moich Dziadków, Pradziadków, grzechów moich dzieci.

I mimo nadludzkiego trudu - Boga Człowieka - i Jego Boskich cierpień w drodze na Golgotę, wybawia nas Swoją Miłością od tego co złe w przeszłości, teraz i w przyszłości.

A co ja robię dla Niego?

Czy pomagam Jemu dźwigać krzyż, czy dokładam jeszcze ciężar swoich narzekań na życie, które mi dał?

Mogłabym przynajmniej w pokorze i ofierze, by ulżyć Jego bólowi wyścielić Jego kamienistą drogę małymi i dużymi krzyżykami mojego życia.

Jego ofiara za nas na Jego plecach.
Nasza mała ofiara dla Niego pod Jego stopami.

Czy ja potrafię aż tak Go kochać, by swoje cierpienia z wdzięcznością ofiarować, łącząc je z Jego cierpieniem?

Panie, proszę Cię o to, abym potrafiła czuć radość i wdzięczność za to nowe życie, które w Swoim bólu mi podarowałeś.

Dalej