Zawsze przyjmowałam tę tajemnicę z całym szacunkiem, ale nie do końca odczuwając ból Jezusa. Cierpiał, lękał się, czuł ciężar grzechów świata.

Ale nagle sama doznałam trudnego, zdumiewającego dla mnie cierpienia - nerwica lękowa. Lęk zaczął mnie prześladować uparcie i codziennie, codziennie, cały dzień w przerażeniu, że się coś stanie, że umrę, że zostawię dzieci. Przerażający, miażdżący, uparty, niezmienny, nie do wytłumienia lęk.

I wtedy zrozumiałam Jezusa - przytłoczony, zmiażdżony lękiem i znikąd pomocy. Sam. Ale on znał drogę wyjścia - nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie. I sama zaczęłam to z trudem powtarzać w tym moim przerażającym lęku.

Nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie. I zaczęło być odrobinę lepiej.

Teraz próbuję ufać i powtarzać te właśnie słowa. Nie tylko rozważając tę tajemnicę.

Ela

>>     Następne rozważanie na ten temat     >>

Powrót